Brunszwik zdobyty! ROW wygrywa Loewen Cup!

Brunszwik zdobyty! ROW wygrywa Loewen Cup!

Wybierając się na turniej do Brunszwiku, liczyliśmy że pokażemy się z dobrej strony na tle niemieckich rówieśników, że może uda się nam awansować do play-offów, że jedziemy tam po naukę. W najśmielszych scenariuszach nie spodziewaliśmy się że wygramy i to po fantastycznej grze całej drużyny!

Wyprawę na zachód rozpoczęliśmy w piątkowy ranek. W planie dnia pierwszego mieliśmy zwiedzanie stadionu VfL Wolfsburg oraz ceremonię otwarcia turnieju Loewen Cup. Do siedziby Wilków dotarliśmy po godz. 13 - podczas zwiedzania zobaczyliśmy szatnie, trybuny i główną płytę, mixed-zone oraz salę konferencyjną, stadionową restaurację... Porównując stadion VfL do obiektu Legii, który wizytowaliśmy jesienią ub. roku stwierdziliśmy, że naprawdę w Polsce nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów. Jak się okazało nie tylko pod tym względem...

Po rozlokowaniu w hotelu w Cremlingen, małej miejscowości leżącej kilka kilometrów od Brunszwiku ruszyliśmy na ceremonię otwarcia turnieju. Obiekty SV Olympia Braunschweig, gdzie organizowany był turniej, również nie wyróżniały się na tle tych, które znamy w Polsce (można by rzec, że cały kompleks przypomina nasze boiska przy ul. Gliwickiej). Otwarcie turnieju przesunęło się o godzinę, co wykorzystaliśmy na mały posiłek. Uroczyste wprowadzenie poszczególnych ekip rozpoczęło się zatem po godz. 19. przy dźwiękach bębnów oraz w szpalerze cheerleaderek. Zebranym widzom zaprezentowały się ekipy kategorii F-jugend (2007-2008), E-jugend (2005-2006), D-jugend (2003-2004) oraz C-jugend (2001-2002). Rybnicka drużyna pojawiła się na murawie jako jedna z ostatnich, niosąc naszą nową flagę. Nastroje były bojowe...

Udział w turnieju zainaugurowaliśmy w sobotni ranek - naszym rywalem ekipa z Salzgitter - TSV Hallendorf. Początek spotkania w naszym wykonaniu ostrożny, badamy jak dobrzy mogą być rywale. Niestety wchodzimy w mecz zbyt bojaźliwie i już w piątej minucie pomocnik TSV uderzył za pola karnego. Tomek zdołał odbić piłkę na słupek, ale ta odbiła się jeszcze od drugiego i wpadła do naszej siatki... Jak się okazało były to złe dobrego początki. Strata bramki podziałała mobilizująco na nasz team. Niemal minutę później koronkowa akcja całej ekipy zakończyła się bombą pod poprzeczkę Pawła Raczyńskiego. Jest 1-1 i sporo czasu by zdobyć kolejną bramkę. Ta pada przed końcem meczu, po strzale Tomka Misiło, ale sędzia odgwizduje spalonego! W tym miejscu warto poświęcić kilka gorzkich słów pod adresem organizatorów - sędziowie byli bowiem chyba brani z łapanki (jak się okazało nikt później nie gwizdał już spalonych, a błędne decyzje sędziowskie niemal nie wyautowało naszej ekipy w dalszej części turnieju), często spotkania musieli sędziować trenerzy innych drużyn, był problem by znaleźć gwizdek czy nawet piłkę do gry... Pozostałe ekipy uczestniczące w turnieju również były nieco zdegustowane tym faktem. Wracając do meczu - mimo naszej przewagi nie udało się zdobyć zwycięskiej bramki i pierwszy mecz kończymy remisem.

W drugim meczu - z JSG Gielde - nasi chłopcy nie pozostawili cienia złudzeń, kto gra lepiej w piłkę. Trzy bramki i co najmniej kilka następnych potwierdziły naszą wielką przewagę w tym spotkaniu. Wśród kibiców pojawiają się pierwsze pytania - skąd jest ta drużyna?

Trzeci mecz też wygrywamy 3-0... tyle że walkowerem. Ekipa SC Harlingerode, po porażkach w swoich trzech spotkaniach postanowiła zrejterować z turnieju. Trochę szkoda, bo sprawdzian swoich umiejętności mogli zaliczyć zarówno napastnicy (obrona niemieckiej drużyny była umowna), ale również obrońcy (akurat swoich dwóch napastników tureckiego pochodzenia Harlingerode naprawdę nie musiało się wstydzić gdyż grali oni dobrą piłkę).

Ostatni sobotni mecz to starcie z SC Sperber Hamburg. Ekipa "Krogulców" w Brunszwiku grała bardzo nierówno, ale to był naprawdę groźny rywal. Nasi chłopcy zepchnęli przeciwników jednak do defensywy, a przewagę dość szybko udokumentował bramką Mateusz Ćwiek. Mati grał świetnie w obronie, a jego wyjścia do przodu zawsze zwiastowały rywalom kłopoty. W drugiej części meczu ROW zdobył kolejną bramkę i z 10 punktami na koncie prowadził w tabeli grupy A. Czekały nas jednak mecze z ekipami, które zajmowały miejsce tuż za nami.

Po emocjach piłkarskich nasza ekipa ruszyła zwiedzać miasto - co prawda chłopcy nie pałali do tego pomysłu entuzjazmem, ale suma sumarum chyba byli zadowoleni z wycieczki. Brunszwik okazał się przepięknym miastem, pełnym zabytkowych budowli, zachwycającym swoim klimatem. Zobaczyliśmy m.in. Altmarkt z średniowiecznymi sukiennicami oraz renesansowym ratuszem, brunszwicką katedrę, zamek Dankwarderode oraz kolumnę z rzeźbą lwa, będącego symbolem miasta oraz turnieju w którym graliśmy.

Niedzielę rozpoczęliśmy meczem z wiceliderem naszej grupy. Tym razem nie badaliśmy rywala, tylko od pierwszej minuty narzuciliśmy nasz styl gry. Ataki skrzydłami raz po raz rozbijały obronę VfB Germanii Halberstadt, co z w końcu przełożyło się na bramki dla ROWu. Wynik 2-0 ustalił strzałem z rzutu karnego Marcin Kosiorowski i jak się okazało praktyka jedenastki przydała się później.

W ostatnim grupowym meczu graliśmy z SG SV 1911 Dingelstadt, które zajmowało trzecią lokatę w grupie. Trener postawił w tym spotkaniu na graczy rezerwowych, a Ci stanęli na wysokości zadania dominując rywali i dokumentując przewagę dwoma bramkami. W końcówce spotkania przyszło małe rozprężenie, które zakończyło się stratą piłki przed polem karnym, a w efekcie także bramki. Mecze grupowe kończymy zatem wynikiem 2-1.

Przed kolejnym spotkaniem już pełna koncentracja - w play-offach każdy błąd może przekreślić bowiem wcześniejszy wysiłek o czym boleśnie przekonała się drużyna Borussii Hildesdeim, która zdecydowanie wygrała swoją grupę, gromiąc m.in. faworyzowanych gospodarzy z Olympii 3-0. Ekipa ta była zresztą turniejową ciekawostką gdyż jej skład stanowi międzynarodowy tygiel - trener Oleg Chanukajew pochodzi z byłego ZSRR, a pod jego okiem trenuje: 4 Turków, 2 Albańczyków, 1 Bośniak, 1 Afgańczyk, 1 pół-Ukrainiec, 1 pół-Grek. Jego ekipa grała świetny, ofensywny futbol, ale dla siebie zawiodła w najważniejszym momencie - na ich drodze stanęła nieobliczalna drużyna Sperber Hamburg. Pozostałe ćwierćfinały wygrały SV Olympia Braunschweig oraz nieco nieoczekiwanie TSV Sickte, który wyeliminował rozstawiony wyżej rozstawioną Germanię Halberstadt.

Naszym ćwierćfinałowym rywalem była ekipa z brunszwickiej dzielnicy Ölper. W składzie tej drużyny występuje kilku graczy pochodzących z krajów islamskich, co było widoczne zwłaszcza wśród kibiców tej ekipy wprowadzając pewien koloryt turnieju; ale także dwójka wnuków polskiego imigranta z bielskiego Międzyrzecza. Dla 80-latka możliwość spotkania i rozmowy z nami była dużym przeżyciem i nawet w meczu z BSV Ölper życzył nam wygranej. Samo spotkanie po raz kolejny udowodniło iż play-offy żądzą się swoimi prawami - mimo naszej sporej przewagi bramka nie chciała paść, a od czasu do czasu rywale próbowali ruszyć z kontrą. Gdy do końca meczu pozostały już tylko 2 minuty, idealnym dośrodkowaniem z rzutu rożnego popisał się Olaf "von" Sobik, po którym Kacper Szotowicz strzałem głową dał nam upragnioną bramkę. Chwilę później mogło być już po meczu, ale piłka po uderzeniu Pawła Raczyńskiego trafiła w poprzeczkę. Niemniej skromne prowadzenie dało nam wygraną i awans do półfinału.

Tam naszym rywalem była drużyna SV Olympii Braunschweig. Był to jedyny team, który warunkami fizycznymi przewyższał naszą ekipę i w swoich wcześniejszych meczach wykorzystywał ten atut do maksimum. Problemy gracze z Brunszwiku mieli jedynie w spotkaniu z szybko grającą Borussią Hildesheim. Pomni porażki z tą ekipą trenerzy Olympii nastawili się na dość toporną taktykę polegającą na wbijaniu piłki w nasze pole karne i liczeniu na to że w zamieszaniu uda się im strzelić zwycięskiego gola. My graliśmy swoje, umiejętnie czyszcząc wpadające niczym pociski V-2 na naszą połowę piłki i ruszaliśmy z kolejnymi szarżami. W połowie meczu jeden z takich ataków faulem próbował powstrzymać gracz SV, ale zrobił to na tyle nieudolnie że Paweł Raczyński zdołał ustać na nogach, a on sam upadł i nie podniósł się z murawy. Raku w tym czasie pognał na bramkę i zdobył gola. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy sędzia (chociaż określenie rozjemcy tego meczu tym mianem obrażałoby sędziów) nakazał powrót z piłką na środek boiska i zarządził nie rzut wolny, dla jednej czy drugiej strony, ale rzut sędziowski... Nasz napór trwał nadal i wydawało się, że w końcu podobnie jak w meczu z Ölper uda się strzelić gola, gdy "sędzia" zakończył spotkanie prawie 2 minuty wcześniej! Nie chcę doszukiwać się tu teorii spiskowych, ale dla niemieckiej drużyny karne były w tym momencie jedyną szansą na awans do finału. Z naszej strony do strzelania jedenastek desygnowani zostali: Kosa, Raku i Mati (pozostali chłopcy niemal modlili się by trener nie obciążył ich tym obowiązkiem). Pierwszy do piłki podszedł Marcin... rozbieg, pewny strzał i prowadzimy 1-0. Za chwilę zawodnik Olympii huknął tak, jakby chciał rozerwać siatkę. Jest 1-1. Kolejnym strzelcem jest Paweł - nie zastawiając się długo przymierzył lewą nogą w lewe okno. Kilka sekund później Karol stanął oko w oko z czarnoskórym asem ekipy z Brunszwiku (grając w obronie, strzelił ponad połowę bramek dla SV). Młody "Anthony Yeboah" chciał skopiować wyczyn swojego kolegi, ale jak się okazało przy karnych ważniejsza jest precyzja niż siła. Jego strzał uderzył bowiem w słupek i po dwóch rundach karnych było 2-1 dla ROWu. W tym momencie na barkach Mateusza Ćwieka spoczęła wielka odpowiedzialność, gdyż jego trafienie mogło dać nam finał. Co ciekawe Mati nie zagrał ani minuty w regularnym czasie, gdyż po meczach grupowych nie czuł się najlepiej. Mimo niedyspozycji, mimo buczenia kilkudziesięciu osób zebranych wokół bramki pokazał że ma nerwy ze stali - precyzyjne uderzenie po ziemi w prawy róg... i nasz sektor eksplodował radością. Mamy finał!!!

Ostatni mecz miał i musiał być nasz - rywalem w walce o puchar Loewen Cup była bowiem drużyna SC Sperber, która okazała się czarnym koniem drugiego dnia, ale na nasz rozpędzony wunderteam nie miała pomysłu. Od pierwszej do ostatniej minuty nasi chłopcy kontrolowali przebieg spotkania. W 4 minucie finału dośrodkowanie z rożnego wykorzystał Kosa, a po kolejnych czterech drugą bramkę dołożył Raku. Hamburg był na kolanach mimo, że ambitnie próbowali przedostać się w nasze pole karne. Nie było to im dane i po końcowym gwizdku radości chłopaków nie było końca... Wygraliśmy turniej w którym mieliśmy się uczyć od lepszych! Tak jak pisałem na wstępie okazało się, że naprawdę nie mamy czego się wstydzić i pod względem gry; a jeszcze mniej jeśli chodzi o kwestie organizacyjne: porównując turnieje rybnickie czy inne w których braliśmy udział w Polsce to jesteśmy o 100 lat przed organizatorami zawodów w Brunszwiku.

Złe wrażenia zostawmy jednak na boku, cieszmy się z osiągniętego sukcesu. Wyjazd był nad wyraz owocny - chłopcy zobaczyli "wielki świat", zmierzyli się z rywalami grającymi nieco inaczej niż ekipy które znają i wracają z Niemiec z pucharem!!!

Karlos, Tomek, Kosa, Mati, Gumiś, Olaf, Raku, Szoto, Misiek, Kama, Piter, Piekar byliście wielcy!

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości